Zabierając się za tę książkę postanowiłam całkowicie zmienić swoje
podejście do tej historii. Czytając „Szeptuchę” za bardzo nastawiłam się na to,
co zostało mi obiecane na początku- alternatywną rzeczywistość, która jest
następstwem decyzji Mieszka I o nieprzyjęciu chrztu. Przez całą lekturę byłam
rozczarowana tym, jak bardzo „niealternatywny” jest świat przedstawiony. Mamy
bowiem wgląd w nasz świat, w którym istnieją pogańscy bogowie... Żadnych
konsekwencji czynów mieszka, żadnych zmian w relacjach i innymi państwami,
żadnych zmian w rozwoju polskiej gospodarki. Nic. Nie chcąc jednak nastawiać
się negatywnie na kontynuację serii, postanowiłam skupić się na świecie, który
został już wykreowany, nawiązywać jedynie do historii przedstawionej w
poprzedniej części, zamiast do tego, czego w niej zabrakło.
Druga część to ostateczne przygotowania do tytułowej nocy Kupały, podczas
której zakwita magiczny kwiat paproci, który znaleźć i zerwać może tylko nasza
ulubiona główna bohaterka- Gosia. Musi się ona podjąć ostateczną decyzję- komu
oddać wspomniany kwiat. Nadchodzi też czas, by, wraz z Babą Jagą, przygotować
się do konsekwencji swojej decyzji- złości tych, którzy paproci nie dostaną.
Nie może też obyć się bez wątku romansowego. W pierwszej części Mieszko i
Gosława bardzo się do siebie zbliżyli… ale nie może być tak pięknie. Stara żona
władcy polan okazuje się… nie tak martwa, jak zakładano. Jest ona również
niezbyt zadowolona z relacji swojego męża z młodą szeptuchą.
Książka okazała się być lepszą od swojej poprzedniczki. Może miał na to
wpływ mojego podejścia do tej zakłamanej rzeczywistości. Fabuła jest prosta,
nie ma się w czym tutaj pogubić. Nie jest to jednak złe. Losy bohaterów są
spójne, prosto, ale ciekawie, zarysowane.
Główna bohaterka nadal jest jednak NIESAMOWICIE irytująca. Porzuciła co
prawda swoje ironiczne komentarze na temat wierzeń pogańskich, przestała być
również aż taką hipochondryczką. Znalazła jednak inne sposoby, by irytować
czytelnika- w tej części trylogii postanowiła podejmować najbardziej
nielogiczne, całkowicie nieprzemyślane decyzje, których na jej miejscu nie
podjąłby chyba nikt… Lub przynajmniej nikt, kto myśli racjonalnie.
Doszło do tego, że zaczęłam z całego serca kibicować bogom, Ote i innym
zagrażającym Gosławie bohaterom, by dali w końcu radę ją ukatrupić. Nie robiłam
tego z przekory. Zwyczajnie sama się o takie zakończenie prosiła, gdy pchała
się w łapy potworów.
Bardzo podobały mi się wspomnienia Dagome, czyli Mieszka. Ciekawie łączą
się z jego losami w XXI wieku i wszelkimi wydarzeniami, które mają z nim coś
wspólnego.
Ogólnie historię oceniam dobrze. Jest ciekawa, choć prosta i trochę
przewidywalna. Nie jest to dzieło wybitne, ma swoje wady, ale jest poczytne.
Jest taką przyjemną lekturą, która sprawi, że oderwiemy się od rzeczywistości i
jednocześnie nie będzie od czytelnika wiele wymagać. Może momentami irytować
(bardzo), gdy będziemy śledzić losy niezbyt przewidującej głównej bohaterki,
która, według mnie, jest najgorszą postacią w historii i jedną z najmniej
lubianych przeze mnie w ogóle. Nie jestem rónież fanką stylu pani Miszczuk. Momentami ma się poczucie, że czyta się opowiadanie nastolatki.
Zastanawiam się teraz, czy nie sięgnąć za jakiś czas po „Szeptuchę” i
spojrzeć na nią z perspektywy tego, co już o historii wiem, zapomnieć
całkowicie o tym, co obiecano na wstępie, czyli tej fantastycznej alternatywnej
rzeczywistości. Uważam jednak, ze to bardzo źle, gdy czytelnik musi zapomnieć o tym, co książka OBIECUJE, by
móc polubić historię. Przyznaję jednak, że śliczne okładki sprawiają, że
chciałabym mieć tę serię na swojej półce. :)
No nic, „Noc Kupały” otrzymuje ode mnie:
5+/10
Bonus- znalazłam w książce błąd logiczny. Żeby nie musieć zaznaczać
recenzji jako spoilera powiem tylko, że pasy bezpieczeństwa w ciągu 30 stron
pojawiają się i znikają. J Na szczęście autorka bardzo fajnie podeszła do
mojej wiadomości na facebooku i opisała, jak do tego błędu doszło. Bardzo miło
ze strony pani Miszczuk, za co bardzo ją szanuję. J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz