niedziela, 26 lutego 2017

Recenzja #3: „Zaklęci w czasie” Audrey Niffenegger, czyli ponadczasowa miłość.

 „Zaklęci w czasie”, a właściwie „Żona podróżnika w czasie”, bo to pod tym tytułem czytałam tę książkę, to pozycja, po którą sięgnęłam na fali swojej (nadal trwającej) fascynacji Doctorem Who.

Powieść mówi o Henrym i Clare, parze, która tworzy niekonwencjonalny związek. Spotkali się po raz pierwszy, gdy on miał trzydzieści sześć, a ona- sześć lat. Widywali się później często i zdecydowali się pobrać, gdy ona skończyła dwadzieścia trzy, a on trzydzieści jeden lat. Nie, to nie błąd. Henry po prostu jest jedną z pierwszych osób, u którego wykryto zaburzenie genetyczne powodujące przemieszczanie się w czasie. Henry jest podróżnikiem w czasie, który odwiedzał Clare na różnych etapach jej dojrzewania, stając się jednocześnie jej „aniołem stróżem”.

Nienawidzę być tam, gdzie jej nie ma; kiedy jej nie ma. A jednak zawsze odchodzę tam, gdzie ona nie może za mną podążyć.”


Bardzo spodobał mi się pomysł na tę książkę. Ukazuje związek ludzi, którzy żyją według całkowicie różnych kalendarzy. Spotykają się na całkowicie różnych, nierównoległych, etapach swojego życia. Wspomnienia jednego są dla drugiego odległą przyszłością. W książce pojawia się wiele opisów spotkań, które pozwalają nam poznać bohaterów, ich relacje i problemy związane z podróżowaniem w czasie.
Podoba mi się również idea podróży w czasie, która nie jest niekończącą się przygodą. Życie Henry’ego to ciągła walka o przetrwanie. Nigdy nie wie, gdzie się przeniesie. Nie ma pojęcia, czy nie trafi na ruchliwą autostradę, czy w inne niebezpiecznie miejsce. Co więcej, w podróż nie może zabrać ze sobą niczego, nawet ubrań, co może prowadzić do naprawdę dużych problemów.
Książka, a właściwie jej druga część jest bardzo wzruszająca. Cierpienie zakochanego w sobie małżeństwa jest opisane w taki sposób, że odczuwałam niesamowite współczucie, zwłaszcza do Clare, która musi przejść wiele, by móc być szczęśliwa z Henrym. Jego wada genetyczna jest naprawdę uciążliwa dla pary nie tylko ze względu na jego znikanie.

Nie jestem jednak pewna, na ile ich miłość jest „prawdziwa”. Nie wątpię oczywiście w ich uczucie. Zastanawiam się jednak, czy nie trwali w tym związku i wyczekiwali kolejnych spotkań z powodu prawdziwego zauroczenia, czy może kierowała nimi świadomość, że tak „ma być”, bo przecież znali swoją przyszłość i wiedzieli o tym, że są sobie przeznaczeni. Zastanawiam się, czy stworzyli wspólną przyszłość, bo się w sobie zakochali, czy może zakochali się w sobie, bo wiedzieli, że stworzą wspólną przyszłość. Właśnie ten aspekt książki sprawia mi najwięcej problemów z oceną jej oceną, choć może po prostu mam tendencję do tego, bo nadinterpretowywać poznawane przeze mnie historie. J

Książkę oceniam bardzo dobrze, pomijając oczywiście kilka własnych przemyśleń na temat linii 
czasowej Henry’ego, która naprawdę dała mi do myślenia w niektórych momentach, ale to byłby spoiler. J

Moja ocena to:

8/10 (z serduszkiem, bo pozycja trafia na listę ulubionych książek i muszę lecieć kupić wersję papierową). J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz